Historia tradycji organmistrzowskich w rodzinie Kamińskich liczy ponad 100 lat.

Początkiem swym sięga ubiegłego wieku. W dzieło jej tworzenia zaangażowane jest już trzecie pokolenie rodu, co świadczy niewątpliwie o wielkim oddaniu i szacunku do podjętego przed przeszło stu laty wyzwania.

Na podkreślenie zasługuje fakt, iż to na pozór niewielka firma istniała i pracowała nawet wtedy, gdy światem wstrząsały wielkie dziejowe wydarzenia, a Polska - jako państwo - przechodziła wiele istotnych przeobrażeń. Zakład organmistrzowski Kamińskich przebrnął zwycięsko przez niejeden niesprzyjający okres, podczas gdy niektóre podobne do niego instytucje w dramatyczny często sposób kończyły swą działalność. Nie bez znaczenia pozostaje to wzgląd na rodzaj osobowości oraz przej­rzysty wizerunek etyczno-moralny Kamińskich. Wewnętrzny potencjał tych ludzi pozwolił im utrzymać firmę w czasie wielkiego kryzysu światowego, później w okresie niemieckiej okupacji oraz w latach systemu totalitarnego narzuconego Polsce przez ZSRR. Dzięki ogromnemu wysił­kowi i wytrwałości Kamińscy przetrwali wszystkie trudne lata i doczekali czasów, gdy prowadzenie takiej jak ich działalności oznacza możliwość oddania się rzetelnej pracy, nie zaś walkę z licznymi trudnościami i przeszkodami.

Lata 1890-1923

Początek organmistrzowskiej działalności Kamińskich jest dość ciekawy i nietypowy. Analizując towarzyszące temu okoliczności nasunąć się może wniosek, iż noszą one znamię przypadku, bądź przeznaczenia. Gdyby bowiem nie splot pewnych niepozornych wydarzeń, losy tej pochodzącej z Płocka rodziny mogłyby potoczyć się zgoła inaczej.

Ze wspomnianymi wyżej wydarzeniami bezpośredni związek ma osoba znanego polskiego organmistrza, który działał na przełomie XIX i XX wieku w Królestwie Polskim. Był nim Michał Kutrzyk - wywodzący się z warszawskiej firmy organowej Blomberga cyniarz, znakomity fachowiec od wyrobu metalowych piszczałek do organów.

Urodził się w 1866r. w Złotym Potoku niedaleko Częstochowy. Niewiele więcej o nim wiemy, bowiem większość przekazów na jego temat uległa zniszczeniu. O tym jednak, w jaki sposób wpłynął Kutrzyk na losy rodziny Kamińskich, wiedza pozostała.

Najistotniejsze w tej kwestii wypadki rozegrały się u schyłku XIX wieku w Płocku. Wówczas to, związany czasowo z owym miastem, Michał Kutrzyk poznał swoją przyszłą żonę. Jego pobyt w Płocku miał charakter służbowy, a polegał na pracy u prowadzącego w Płocku warsztat warszawskiego organmistrza Wacława Przybyłowicza.

Michał Kutrzyk, prócz talentu organmistrzowskiego, posiadał nieprzeciętne zdolności wokalne. Dlatego też ?[...] lubił śpiewać co niedziela w kościelnym chórze. Ponieważ widok z chóru miał doskonały, razu pewnego wpadła mu w oko pewna śliczna panna." Okazała się nią Justyna Kamińska, córka płockiego budowniczego domów i zarazem siostra czworga rodzeństwa: Marii, Kazimierza, Władysława i Zygmunta. Żoną Michała Kutrzyka została w 1894 roku.

Małżonkowie po ślubie zamieszkali w Warszawie, gdzie Kutrzyk od 1890r. prowadził swój zakład. Zakład ten mieścił się na Woli, przy ulicy Chłodnej 46. Na Chłodnej mieścił się również zakład Józefa Szymańskiego, u którego Kutrzyk odbywał praktykę.

Warszawa w owym czasie była miejscem szeregu rozgrywek politycznych, związanych z objęciem urzędu carskiego przez nowego władcę Mikołaja II. Wraz z pojawieniem się jego osoby na arenie politycznej, w narodzie polskim ożyły od dawna tłumione nadzieje. Jako, że car Rosji był także zwierzchnikiem Królestwa Polskiego, liczono na jego przychyl­ność dla niepodległościowych dążeń Polaków, z obawą obserwujących proces wynaradawiania i rusyfikacji. Mikołaj II odwiedził Warszawę w 1897 roku, jednak wizyta ta oczekiwanych rezultatów nie przyniosła. Nielicznymi jej pozytywnymi skutkami były zgoda cara na wystawienie w stolicy pomnika Adama Mickiewicza oraz ufundowanie Politechniki Warszawskiej. W rezultacie społeczeństwo polskie po raz kolejny stało się przedmiotem manipulacji politycznych zaborcy.

Michał Kutrzyk

W takich oto okolicznościach Michał Kutrzyk rozpoczynał samodzielną działalność organmistrzowską. Według zachowanych dokumen­tów posiadał on w Warszawie dwa warsztaty produkujące piszczałki i przeprowadzające remonty organów. Pierwszy z nich znajdował się na Chłodnej 46, drugi na Lesznie 69. Istnienie drugiego warsztatu potwierdzają zapiski na odwrocie fotografii organmistrza: ?Michał Kutrzyk założyciel Wytwórni Głosów Organowych w Warszawie ul. Leszno 69, 1895 rok" . Autorem tego zapisu jest brat małżonki Kutrzyka Zygmunt Kamiński. Należy podkreślić, iż komentarza tego nie mógł on sporządzić w 1895 roku, bowiem był wówczas zaledwie rocznym dzieckiem. Data 1895 r. oznacza najprawdopodobniej rok założenia firmy. Może być to także informacja, w którym roku fotografia Michała Kutrzyka została wykonana. Za właściwą uznają dziś synowie Zygmunta Ka-mińskiego interpretację pierwszą. O działalności organmistrzowskiej szwagra pisał wiele lat później w liście do ks. Antoniego Pietrzaka z Lu­blina Zygmunt Kamiński: ?Piszczałki szwagra nie były znakowane. Od­znaczały się jednak bardzo dobrym wykonaniem w porównaniu z pisz­czałkami z innych wytwórni z XIX w. Nadmieniam, że w owym czasie szwagier mój był największym wykonawcą piszczałek w Polsce "

Sytuacja Michała Kutrzyka w pierwszych latach XX w., ze wzglę­du na przebieg wypadków w Warszawie, uległa pewnym zmianom. Miasto stało się ponownie miejscem protestów walczących o niepodległość Polaków, zachęconych tym razem antycarskimi ruchami robotniczymi w Rosji. Bezpośrednim pretekstem do podjęcia przez nich kolejnych działań był nakaz cara o mobilizacji Polaków do jego armii walczącej z Japonią.

W 1904 r. na terenie Królestwa Polskiego zaczęły powstawać bo­jówki PPS, zbrojnie przeciwstawiające się zarządzeniom carskim. Ich pierwsza zbrojna demonstracja odbyła się 13 listopada 1904 r. na Placu Grzybowskim w Warszawie - w miejscu niewiele odległym od domu i warsztatu pracy Michała Kutrzyka. Akcja ta zapoczątkowała trwającą do 1907 r. falę masowych strajków robotniczych i licznych zamieszek ulicznych. Wobec niesprzyjającej pracy sytuacji Kutrzyk podjął decyzję o opuszczeniu miasta. Jego warsztat w latach 1908-1910 mieścił się w Zbójnej Górze niedaleko Miłosnej, a od 1910 r. na warszawskim Gocławku. W roku 1912 siedzibę firmy przeniesiono do nowo wybudowa­nego domu przy ul. Mlądzkiej 4 w Warszawie. Podczas I wojny światowej mieścił się tam szpital wojskowy. Budynek ten stoi do dziś, ze zmie­nionym jedynie numerem z 4 na 44.

Własnoręczna notatka
Zygmunta Kamińskiego
na odwrocie fotografii M. Kutrzyka

Początki działalności Zygmunta Kamińskiego

Jeszcze przed opuszczeniem Warszawy naukę w zakładzie Mi­chała Kutrzyka podjął 13-letni wówczas brat Justyny Kutrzyk, ur.22 października 1894 r. w Płocku Zygmunt Kamiński. Kształcenie organmi-strzowskich umiejętności oficjalnie rozpoczął on 18 listopada 1907 roku, przy czym nie był to jego pierwszy kontakt z rzemiosłem. Już jako 6-letni chłopiec, pozostając często pod opieką siostry, "asystował" przy pracy swojemu szwagrowi. ?Asysta" ta przerodziła się następnie w świadomy wybór zawodu. 13 Odbywając praktykę w warsztacie szwagra Zygmunt Kamiński uczęszczał jednocześnie do rosyjskiego gimnazjum oraz czte­roklasowej Niedzielnej Szkoły Rzemieślniczej. Świadectwo czeladnicze uzyskał w maju 1912 r.

W warsztacie Michała Kutrzyka pracowali także bracia Zygmunta, Kazimierz i Władysław. Władysław, w tym samym jeszcze roku (1912), udaje się do Wilna na praktykę w firmie organmistrzowskiej Wacława Biernackiego. Dwa lata później wybucha wojna, a wraz z nią Michał Ku­trzyk zmuszony zostaje zawiesić swą działalność. Jego dom przekształca się w szpital, zaś warsztat ulega zdemontowaniu.

Królestwo Polskie trafia pod austriacko-niemiecką okupację, a tym samym o 180° zmienia się jego polityczna orientacja. Pozostaje to jednak bez większego wpływu na status społeczeństwa polskiego, które obarczone jest ciągle niewolniczym jarzmem. Niemcy, znalazłszy się w roli okupanta, rozpoczynają masową akcję eksploatacji polskich zasobów przemysłowo-gospodarczych na swoje cele zbrojeniowe. Wywozi się do Niemiec wszystko, co służyć może uzupełnieniu wojennych strat. Spustoszeniu ulegają polskie fabryki, kościoły i domy. Przedmiotem łupów stają się różnego rodzaju maszyny, półfabrykaty, ale przede wszystkim produkty metalowe. W grabieżczym pędzie dochodzi do zrywania z domów piorunochronów, a nawet rabowania mosiężnych klamek do drzwi. Podobny los spotyka także kościelne organy. Ich metalowe piszczałki oka­zują się doskonałym produktem do przetopienia, więc nie bacząc na ich artystyczną wartość usuwa sieje z instrumentów. Obok piszczałek rabuje się także lichtarze oraz dzwony kościelne. Polska kultura sakralna poniosła w czasie I wojny światowej ogromne straty, a jej dorobek znacznie ucierpiał. O wyżej opisanych poczynaniach Niemców wspominał później w swoim życiorysie Zygmunt Kamiński: ?Po zniszczeniach I wojny światowej i planowych grabieżach niemców (metal na cele militarne), pracy było bardzo dużo.

Warsztat Michała Kutrzyka wznowił swoją działalność po wojnie. Sam jednak Kutrzyk oddalał się stopniowo od wykonywanego przez dłu­gie lata zawodu. Zapadł bowiem na postępującą chorobę oczu, a powolna utrata wzroku uniemożliwiała mii wykonywanie podstawowych prac piszczałkarskich. Wobec takiego stanu rzeczy kierownictwo firmy prze­kazał w 1919 r. młodszemu od siebie szwagrowi, Zygmuntowi Kamińskiemu.

Michał Kutrzyk umarł 8 maja 1923 roku.

Lata 1924-1928

Po śmierci Michała Kutrzyka zakład organmistrzowski przy ul. Mlądzkiej 4 Justyna Kutrzyk przekazała swojemu młodszemu bratu, Zygmuntowi Kamińskiemu - pracownikowi z 17-letnim stażem pracy, od 1919 r. faktycznemu kierownikowi firmy. Na rok 1924 przypada tym sa­mym początek samodzielnej działalności organmistrzowskiej Zygmunta Kamińskiego.16

W lipcu 1924 r. współpracę z Zygmuntem Kamińskim podjął jego starszy brat Władysław. Po 12-letnim pobycie w Wilnie wraca do Warszawy, by na tutejszy grunt przenieść zdobyte u Biernackiego umiejętno­ści. Ponieważ zakres ich obejmował głównie produkcję organowych części drewnianych, mogło być to uzupełnieniem warsztatu Zygmunta, fachowca od produkcji metalowej. W związku ze sprzyjającymi okoliczno­ściami, posiadający wystarczającą wiedzę i doświadczenie zawodowe bracia Kamińscy podejmują wspólną pracę nad budowaniem organów. Siedzibą firmy zostaje odziedziczony po Michale Kutrzyku warsztat przy ul. Mlądzkiej 4, mieszczący się w domu zamieszkałym przez Justynę Kutrzyk i jej córki, Zygmunta Kamińskiego i jego poślubioną w 1922 r. żonę oraz przybyłego z Wilna Władysława.

Dla Władysława i Zygmunta Kamińskich jest to początek okresu intensywnej pracy. W krótkim czasie powstają ich pierwsze instrumenty: 11-głosowe organy dla parafii Czernichów (Ziemia Płocka), 8-głosowe organy w Józefowie (Ziemia Warszawska), 12-głosowe, oraz dwumanu-ałowe organy dla parafii Powsin.

Organy W. i Z. Kamińskich
w Kościele św. Trójcy w Powsinie,
zbudowane w 1924 r.

O ich działalności informowała karta reklamowa firmy:

,Mamy zaszczyt niniejszem powiadomić Wielebnych Ks. Ks. Proboszczów, iż z dn. 1 lipca 1924 roku, otworzyliśmy w Warszawie, Grochów U-gi uL Mlądzka 4, Fabrykę Organów Kościelnych,

Fabryka nasza obecnie znacznie powiększona, przyjmuje zamówienia na nowe organy, przebudowę tychże, dorabianie frontowych piszczałek, reperacje, strojenia i konserwację.

Stosownie dojobecnych wymagań techniki, budujemy organy najnowszych i ulepszonych systemów, jako to: stożkowo- mechanicznych i pneumatycznych, bez względu na wielkość organu, ilość i dobór głosów, poczynając od najskromniejszych aż do najwykwintniej szych, z najlepszego materjału i solidnego wykończenia, z gwarancją 10-cio letnią.

Posiadając znaczne zapasy materjałów, jako też i części gotowych, mamy możność wykonywania robót, przy możliwie najniższych konkurencyjnych cenach, za gotówkę i na spłaty ratami, przy szybkiem i punktualnym na termin wykończeniu.

Na żądanie wysyłamy dokładnie opracowane kosztorysy gratis, w celu zupeł­nego porozumienia, przyjeżdżamy na miejsce. O solidnem wykonaniu, doborze ma­terjałów i znajomości sztuki organmistrzowskiej, mogą świadczyć kilkadziesiąt robót wykonanych od chwili założenia.[...J

W miejscowościach, gdzie jest zaprowadzona siła elektryczna, z wielkim po­żytkiem może być takowa zastosowana do organu, szczególniej do poruszania miecha.

O dobroci wykonania, świadczą liczne i poważne recenzje ekspertów przy od­biorze naszych organów [...]

Polecając się łaskawym względom i pamięci W. W. Duchowieństwa, pozostają z szacunkiem i poważaniem

B-cia W. i Z. KAMIŃSCY" xl

W okresie współpracy z bratem zmianom ulegało życie osobiste Zygmunta Kamińskiego, który od 1922 r był mężem Stanisławy Żołę-dowskiej. Ich rodzina powiększyła się, na świat bowiem przyszedł pierwszy syn Zygmunt Władysław (ur. 2 maja 1924 r.). Po nim zaś narodziły się kolejne dzieci: Jerzy Włodzimierz (30.10.1925r.), Helena Stanisława (5.02.1927r.), Janusz Romuald (3.01.1929r.), Edmund Marian (15.08.1930r.). W związku z powyższym Zygmunt Kamiński podjął decyzję o budowie nowego domu. Dom ten stanąć miał blisko ich obecnego miejsca zamieszkania, również na ul. Mlądzkiej, pod nr 15.

pudową domu rozpocząłem jesienią 1927 roku. Na pokrycie jej kosztów miałem tylko połową gotówki. Pełen nadziei o słuszności mojej decyzji budowy warsztatu z wielkim zapałem przystąpiłem do pracy. Wiosną 1928r. nastąpiła przeprowadzka pracowni do nowych pomieszczeń.

Wraz. z przeniesieniem się Zygmunta Kamińskiego do nowej siedziby kończy się działalność firmy Fabryka Organów Kościelnych B-ci W. i Z. Kamińskich. Od tej pory pracują oni na własny rachunek, każdy w oddzielnym warsztacie. Władysław pozostaje na Mlądzkiej 4, Zygmunt zaś przenosi się na Mlądzką 15.

Lata 1928-1939

Zygmunt Kamiński dyplom mistrzowski, wpisany do Księgi Zgromadzenia Fortepianmistrzów i Organmistrzów pod Nr 118, zdobył w 1926 roku. Uprawnienia te pozwoliły mu na podjęcie samodzielnej działalności rzemieślniczej i pedagogicznej. W jego nowym warsztacie pracę podjęli pracownicy zatrudnieni jeszcze na Mlądzkiej 4 oraz nowi uczniowie. Doskonale zapowiadający się dla firmy okres trwał niestety bardzo krótko. 29 października 1929 r. krachem na giełdzie w Nowym Jorku rozpoczął się wielki kryzys światowy. Objął on większość krajów europejskich, w tym również Polskę. Sytuacja gospodarcza w kraju pogarszała się w ogromnym tempie, przez co wiele firm i przedsiębiorstw z dnia na dzień popadało w ogromne kłopoty. Trudna sytuacja dotknęła także Zygmunta Kamińskiego i jego zakład. Radość była krótka, pracy było coraz mniej. Pożyczką z odsetkami spłacać trzeba było w terminach. Klienci stali się niewypłacalni, nadszedł czas kryzysu i bezrobocia. Licytacje, protesty weksli, krótkoterminowe pożyczki, wszystko po to, by ratować obiekt zamieszkały już przez żonę i 5 dzieci." Obok proble­mów związanych z koniecznością wypełniania zobowiązań finansowych na budowę domu pojawiły się nowe trudności. Przyszły kłopoty związane z egzekwowaniem należności za wykonane przez siebie prace. Firmy nie­których klientów uległy bankructwu, zaś dla większości pozostałych wy­wiązanie się z podjętych wcześniej zobowiązań stało się niemożliwe. Atmosferę tamtych czasów oddaje wiernie fragment korespondencji Zygmunta Kamińskiego: ?Co się tyczy płatności, pomimo najszczerszej chęci nie będę w stanie WPP. udzielić, gdyż ogólnie kredyt już znikł. W tej chwili z tytułu zeszłorocznych robót należy mi się 22 tysiące złotych i znikąd grosza nie można wyrwać, gdy tymczasem materjafy i robocizną trzeba płacić gotówką, a skąd wziąć gdy nikt nie płaci? " We wcześniejszym fragmencie pisma, z którego powyższy fragment pochodzi, znajduje się wykaz cen na niektóre głosy organowe produkowane przez wytwórnię Kamińskiego. Według tego cennika koszty zakupu 12-tu różnego rodzaju głosów w 1932r. wynosiły 2780 zł. Dłużnicy zaś winni byli w tym czasie Zygmuntowi Kamińskiemu prawie osiem razy więcej. Ła­two więc sobie wyobrazić skalę trudności wynikającą z następstw kryzysu światowego. Były to sprawy złożone, przekraczające czasami możliwości dotkniętych nimi osób. Stanisław Tobola, organmistrz działający na ziemi krakowskiej, pisał do Zygmunta Kamińskiego:

?Kochany Panie Zygmuncie. Posyłam Warn tu w tym liście 4 we­ksle po 250 zł. z datami, jakie są dla mnie możliwe, pozostaje jeszcze ogonek do całego rachunku i jak trochę wybrnę to pomyślimy coś o wy­równaniu straty, jaką ponosicie z powodu zwłoki. Załączam też tu front (planik) i proszą Was, pomóżcie mi jakoś wypłynąć i róbcie to zamówie­nie od razu, bo z organami w tygodniu jedziemy, a tu głosów nie ma, i posyłajcie co macie gotowe bo mam termin oddania organu do 30 września, a więc tak po kolei jak są głosy pisane na wykazie załączonym. Gdy tylko tam zajadę wyślę Warn stamtąd coś gotówki. [...] Proszę zaraz ob­liczyć całe to zamówienie i posłać mi rachunek ogólny a ja postaram się wam znów jak najlepiej wywiązać. Z przyjacielskim pozdrowieniem, S. Tobola."

Położenie organmistrza nie uległo poprawie, wobec czego zrozpaczony Stanisław Tobola popełnił samobójstwo. Stało się tak prawdopodobnie dlatego, że stan w jakim się znalazł uważał za jednoznaczny z utratą honoru osobistego, co przekreślało jego szansę na normalną egzystencję w środowisku organmistrzowskim. Kolejnym przykładem obrazującym ówczesną sytuację jest list ks. Antoniego Koziary w sprawie opłaty za głosy organowe zamówione przez Wytwórnię Organów Franciszka Kandefera w Iwoniczu: "Wielmożny Panie! Pan Kandefer prosił już o zmniejszenie zaliczki. Jeszcze raz i od niego i od siebie najserdecz­niej W. Pana upraszam - o najłaskawszą cierpliwość - gdy tylko pieniądze otrzymam dam p. Kandeferowi, a ten zaraz prześle Panu. Tymczasem posyła pan Kandefer dwa weksle. Pełen czci i szacunku ks. Kuziara.

Przyłączam się do prośby ks. Kanonika. Proszę o wystawienie we­ksli nie na jeden dzień, terminem 3 miesięcznym. Z poważaniem Fr. Kandefer."71

Mimo wszystkich kłopotów udaje się Kamińskiemu utrzymać warsztat oraz rozwiązać sprawę zobowiązań kredytowych, stanowiących wówczas bardzo poważne zagrożenie. Po przełamaniu impasu sytuacja w jego zakładzie stabilizuje się i szybko wraca do stanu sprzed tymczasowego załamania. Rzeczą zadziwiającą wręcz jest fakt, iż w latach, gdy w Polsce trwał ciągle jeszcze, przełamany dopiero w 1935 r. kryzys, Zyg­munt Kamiński zaczyna odnosić swoje pierwsze organmistrzowskie sukcesy. 21 lutego 1931 r. otworzył nowo dobudowaną pracownię, przeznaczoną dla produkcji drewnianej, a to pozwoliło mu rozszerzyć zakres swoich usług na wyrób całych organów. O zmianach w warsztacie Zyg­munta Kamińskiego informowała karta reklamowa:

?Mam zaszczyt niniejszem powiadomić W.W.Ks. Proboszczów, iż prowadząc w dalszym ciągu najstarszą i największą w kraju Wytwórnię Głosów Organowych doszedłem do przekonania, że jedynym lekarstwem na obecne ciężkie warunki, jest zniżka cen, którą uzyskać można przez zwiększone obroty. A zatem w celu osiągnięcia takowych i wygody W-go Duchowieństwa, z dn. 21 lutego 1031 roku rozpocząłem budową organów. Wytwórnia moja, obecnie znacznie powiększona przyjmuje zamó­wienia na nowe organy, przebudową tychże, dorabianie prospektowych piszczałek, remonty, strojenie i konserwacje. Stosownie do obecnych wymagań techniki, budują organy najnowszych i ulepszonych systemów, to jest stożkowo - mechanicznych i pneumatycznych, bez wzglądu na wielkość organu, ilość i dobór głosów, chociażby w warunkach niekorzystnych, Wytwórnia moja bierze pełną odpowiedzialność dając 10-letnią gwarancją. Posiadając znaczne zapasy materjałów, jak również części goto­wych, mam możność wykonywania robót przy możliwie najniższych konkurencyjnych cenach, za gotówkę lub dogodne spłaty ratami przy szybkim ipunktualnem na termin wykończeniu.

Strukturę organu dostosowują do stylu kościoła za pomocą dokonywa­nych zdjęć fotograficznych. Na żądanie wysyłam dokładnie opracowane kosztorysy gratis, w celu zupełnego porozumienia, przyjeżdżam na miejsce.

W miejscowościach, gdzie jest zaprowadzona siła elektryczna, na życzenie stosują motory z wentylatorami do napędu powietrza, zamiast kalikowania nożnego lub ręcznego, które jest niewygodne ze względu na obsługę.

O znajomości sztuki organmistrzowskiej świadczą posiadane przeze mnie liczne i poważne recenzje ekspertów, przy odbiorze organów, budowanych przed kil­ku laty.

Polecając się łaskawym wzglądom i pamięci W. W. Duchowieństwa pozostaję z szacunkiem i poważaniem. ZYGMUNT KAMIŃSKI." 23

Pierwsze organy zbudowane przez działającą w takiej formie wytwórnię Kamińskiego ustawiono w 1931 r. w kościele p.w. Matki Bo­skiej Loretańskiej na warszawskiej Pradze. Następnym instrumentem były 15-głosowe organy dla parafii Wrzos. Zostały one zaprezentowane na Powszechnej Wystawie Kościelnej, organizowanej przy okazji Kon­gresu Eucharystycznego Ziemi Sandomierskiej. Podczas tej odbywającej się w Radomiu w dniach 25 czerwca - 3 lipca 1932 r. prezentacji, jury, w którego składzie znalazł się m.in. kompozytor i wirtuoz organów Feliks Nowowiejski, wybrało najlepszy z wystawianych eksponat. Wielki Złoty Medal oraz dyplom ?Za wybitne artystyczne i fachowe wykonanie orga­nów i poniesione zasługi dla produkcji i postęp w pracy" przyznano Fa­bryce Organów Zygmunta Kamińskiego z Warszawy. Na organach tych grał podczas Wystawy grał Feliks Nowowiejski, który wypowiedział się pochlebnie tak o instrumencie jak i o firmie. Opinia wybitnego znawcy podwyższyła niewątpliwie rangę i prestiż Zygmunta Kamińskiego w pol­skim środowisku organmistrzowskim.

W 1933 r. nazwa wytwórni zmienia się z Fabryki Organów na Fa­brykę Organów Kościelnych, Koncertowych i Salonowych. Powstają w niej kolejne, sukcesywnie ulepszane i modernizowane instrumenty. Na­stają coraz lepsze warunki dla prowadzenia rzemieślniczej działalności. Ogólny stan gospodarczy kraju zaczyna się poprawiać, a wraz z tym sta­bilizuje się sytuacja wielu do tej pory rozchwianych dziedzin życia. Rodzi się także perspektywa na ostateczne uregulowanie problematycznych kwestii wynikłych w czasie wielkiego kryzysu światowego.

? Od 1935 r. koniunktura zaczęła się poprawiać. Zaczęły napływać nowe zlecenia, była nadzieja na rozpoczęcie spłacania długów budo wy " - pisał Zygmunt Kamiński.

Omawiając wydarzenia 1935 roku, należy wspomnieć o losach Władysława Kamińskiego. Po zakończeniu jego wspólnej pracy z bra­tem nie zaprzestał on działalności w organmistrzostwie. Budował instru­menty do kościołów w takich m.in. miejscowościach:

-       Brzozowa (woj. Białystok)

-       Cegłów (woj. Siedlce)

-       Dalików (woj. Sieradz)

-       Klonowa (woj. Sieradz)

-       Konstantynów Łódzki (woj. Łódź)

-       Liw (woj. Siedlce)

-       Łódź

-       Malowa Góra (woj. Biała Podlaska)

-       Starachowice (woj. Kielce)

-       Wielenin (woj. Konin)

-       Wilga (woj. Siedlce)

Niektóre z powyższych instrumentów do dziś posiadają tabliczki firmowe. Jedna z nich znajduje się w kościele p.w. Najświętszej Marii Panny w Konstantynowie Łódzkim. Tabliczka ta zawiera informację na­stępującej treści: "Władysław Kamiński w Warszawie, Grochów Il-gi ul. Mlądzka 44; WILNO ul KIJOWSKA 4." Wynika z tego, że Władysław Kamiński był właścicielem dwóch warsztatów organmistrzowskich.

W roku 1935 Władysław Kamiński podczas pobytu w podwar­szawskiej Wildze zachorował na zapalenie płuc, po czym wskutek bez­radności lekarzy zmarł. Warsztat Władysława Kamińskiego do momentu wybuchu wojny prowadziła jego żona, współpracująca z niejakim p. My­śliwcem. Po śmierci Myśliwca w 1939 r. warsztat na Mlądzkiej 44 za­wiesił swoją działalność. Jak się później okazało, na zawsze.

Lata 1939-1945

Przed wybuchem wojny ostatnią pracę w warsztacie Zygmunta Kamińskiego podjęto 31-go sierpnia. Dzień ten dokładnie pamięta naj­starszy syn Zygmunt Władysław, będący wówczas 15-letnim chłopcem. ?To był ładny, słoneczny dzień. Wieczorem poszliśmy z mamą do sklepu na Grochowską. Bardzo charakterystyczną i rzucającą się w oczy rzeczą były pozaciemniane, z małymi jedynie prześwitami, okna. Idąc taką ulicą wyczuwało się atmosferę niecodzienności, czegoś wyjątkowego. Urzą­dzane co jakiś czas alarmy przeciwlotnicze wzmagały nastrój niepewności i napięcia. Czułem, że coś się działo. O wybuchu wojny mówiło się przecież już od jakiegoś czasu (...)

Dzień później, gdy o świcie Niemcy wypowiedziały Polsce wojnę, urządzenia w warsztacie Zygmunta Kamińskiego zdemontowano i zabez­pieczono. Następtaie, w związku z szybko postępującym natarciem niemieckich wojsk, Kamińscy wyjechali do Ręczaj - rodzinnej miejscowości małżonki organmistrza. Zygmunt Kamiński pozostał w Warszawie, jed­nak po niedługim czasie także opuścił miasto. Powrót z Ręczaj nastąpił w październiku, po kapitulacji Warszawy i nastaniu niemieckiej okupacji. Dom Kamińskich, pozbawiony we wrześniu opieki szczęśliwie ocalał, jednak jego stan różnił się mocno od poprzedniego. ?Zastaliśmy dom całkowicie zdemolowany. Powywracane meble, porozrzucane i popalone papiery. Wielu rzeczy brakowało. Dom jednak stał i to było dla nas najważniejsze. Musieliśmy się odnaleźć w nowej sytuacji, wrócić do normalnego życia.

Stało się to stosunkowo szybko, bowiem już w październiku zgłosił się do zakładu na Mlądzką 15 pierwszy klient. Był nim organista z Jazgarzewa, który zlecił remont organów w swojej parafii. Transakcja ta oka­zała się bardzo korzystna, bowiem za zarobione pieniądze Zygmunt Kamiński mógł kupić na Święta Bożego Narodzenia żywność, o którą w Warszawie było bardzo trudno. Wkrótce przyszły kolejne zamówienia, a z nimi codzienna praca. Mimo pewnych przejawów normalności okupacja była okresem niezwykle trudnym. Były to czasy ciągłego zagrożenia i niepewności. Za każdym razem wychodząc z domu nie wiadomo było, czy się do niego powróci. Niemcy urządzali łapanki uliczne w miejscu i czasie dla nikogo nieznanym, zawsze więc istniało prawdopodobieństwo znalezienia się w pułapce śmierci. Z łapanek trafiało się najczęściej do obozu koncentracyjnego, bądź do Niemiec. Był to tragiczny okres, wypełniony niepewnością o każdą następną chwilę. Brakowało żywności, ubrań i wielu innych podstawowych środków.

W czasie wojny odbywały się w domu Kamińskich spotkania działaczy podziemnej organizacji Polska Niepodległa, którzy sympaty­zując z AK starali się podtrzymywać reprezentowany przez nią kierunek. Jedną z form działania był kolportaż podziemnej prasy, która powstawała i przechowywana była m.in. u Kamińskich. U nich także odbywały się przysięgi nowo wstępujących w szeregi Polski Niepodległej członków. W konspiracyjna działalność podziemia zaangażowani byli w pewnym sen­sie wszyscy członkowie rodziny Kamińskich. Troje z nich posiadało pseudonimy konspiracyjne: Zygmunt Kamiński senior-?Ton", Helena Kamińska-?Lena", Zygmunt Kamiński /junior/-?Allegro". Należy dodać, że tego rodzaju działalność była przez Niemców surowo zakazana, a zdemaskowanie groziło śmiercią. Zejście do podziemia było przejawem ogromnego patriotyzmu oraz wierności swoim ideałom, czemu Zygmunt Kamiński dał wyraz pracując przez krótki okres w warszawskim więzie­niu przy ul. Rakowieckiej. W czasie okupacji znajdowały się tam organy jego firmy, których polecenie naprawy wydały Kamińskiemu władze nie­mieckie. Przez kilkanaście dni on i jego pracownicy zajmowali się re­montem instrumentu. Na ten okres zostali wyposażeni w przepustki, dzięki którym swobodnie poruszali się po terenie więzienia, bez obo­wiązku przedstawiania swego bagażu do kontroli. W ich torbach przemy­cane były ukryte między narzędziami grypsy, skierowane do rodzin, bądź przyjaciół osób przebywających w więzieniu. Zygmunt Kamiński podej­mując kroki tego typu narażał na niebezpieczeństwo siebie i swoich pracowników. Udało mu się jednak uniknąć "wpadki" i nigdy nie doszło do ujawnienia jego krótkotrwałej wprawdzie, lecz bardzo cennej dla więzio­nych, działalności.

Wytwórnia Kamińskich przez cały okres niemieckiej okupacji prowadziła swoją działalność. Dowodzą tego istniejące karty przemysło-wo-podatkowe z lat 1940-1944. Karty wydane przez Zarząd Miejski Miasta Stołecznego Warszawy w dwu językach informują o uiszczeniu przez prowadzącego Wytwórnię organów Zygmunta Kamińskiego rocz­nego podatku /patrz: ilustracje/. Mimo bardzo ciężkiej sytuacji i wielu problemów, z jakimi borykała się firma, powstało kilka nowych instru­mentów:

-           1940 r. - Czyżów Szlachecki, 11 głosów;

-           1941 r. - Otfinów, 26 głosów;

-           1942 r. - Gorlice, 25 głosów;

-           1944 r. - Białaczów, 12 głosów;

-          1944 r. - Ołpiny, 15 głosów;

Okres niemieckiej okupacji obok całego swego okrucieństwa miał margines, w który wchodziły kwestie ponadczasowe nie poddające się tragicznej sytuacji. Czymś takim, wnioskując z wyżej cytowanego listu, była m.in. muzyka - pokrzepiająca, dająca chwilowe wytchnienie w zma­ganiach z losem.

Przez dłuższy czas wojny w zakładzie Zygmunta Kamińskiego to­czyła się normalna praca, jednak nie był to okres spokojny i niczym nie­zmącony. Jednym z czynników zakłócających rytm ówczesnego życia, były powtarzające się co jakiś czas naloty samolotów niemieckich. Pod­czas jednego z takich powietrznych ataków bomba spadła na ul. Mlądz-ką, tuż obok domu Kamińskich. Pozostawiła ogromnych rozmiarów lej, wyrzucając przy tym tony ziemi, me mszcząc jednak znajdujących się w pobliżu budynków. Skutki innego nalotu okazały się znacznie poważniej­sze, bowiem jedna ze zrzuconych bomb uszkodziła frontową ścianę domu Kamińskich. Powstała przy tym trzymetrowa wyrwa, nikomu jednak nic się nie stało. Najbardziej niebezpieczny okazał się przypadek ostatni, kiedy pocisk uderzył bezpośrednio w dach domu. Przebił go i spadł na piętro, lecz nie wybuchł. Do eksplozji nie doszło, ponieważ zapalnik bomby zawisł podczas przelatywania przez dach na metalowych kon­strukcjach szkieletu budynku. Przypadek sprawił, iż Kamińscy ocaleli podczas tego mogącego zakończyć się tragicznie epizodu. Analizując te i inne, mające miejsce na przełomie lat 7O-tych i 80-tych wypadki, nasuwa się wniosek, iż dom Kamińskich znajduje się pod jakąś wyjątkową, spe­cjalną ochroną, o czym przekonani są głęboko sami jego mieszkańcy.

Kolejne istotne dla życia Zygmunta Kamińskiego wydarzenia rozegrały się w lipcu 1944 r., tuż przed wybuchem Powstania. Stacjonujący w Warszawie Niemcy, przewidując możliwy obrót wydarzeń, organizowali wywóz polskiej ludności do Niemiec. Również w Warszawie przeprowa­dzano akcje wyłapywania Polaków, którzy mieli zostać wywiezieni na roboty do Rzeszy, pewnego dnia wzdłuż naszej ulicy ustawili się żołnie­rze niemieccy, a kilku z nich chodziło po domach i rozkazywało wszyst­kim wyjść na ulicą. Przeprowadzono nas później na Grochowską, pod istniejący do dziś XVII komisariat policji, gdzie czekało już wiele w ten sam sposób zgromadzonych osób. Z około tysiącznego tłumu wyłoniono grupą mężczyzn, wśród których znalazł się nasz ojciec, a także z racji mojego dorosłego wieku i ja. Przewieziono nas do obozu przejściowego na ul. 11 listopada, skąd trafić mieliśmy do Pruszkowa, a później do Niemiec. Po kilku godzinach naszego pobytu w obozie zjawili się Niem­cy, którzy wyczytali nazwiska kilkunastu osób, wśród których byliśmy my i wielu naszych sąsiadów Zastanawialiśmy się nawet z ojcem czy przy­znawać się ó tego, że jesteśmy jednymi z wyczytanych. Mimo obaw udaliśmy się za przybyłymi po nas żołnierzami. Nie sposób opisać, jak wielkie było nasze zdziwienie, gdy w szoferce czekającej na nas cięża­rówki ujrzeliśmy moją mamę. Pomyślałem, że wszystko jest w porządku. Za moment też dowiedzieliśmy się w jaki to niewiarygodny wręcz sposób udało nam się uniknąć wyjazdu do Niemiec. Stało się to za sprawą na­szego sąsiada, pana Fogla, który był właścicielem dużego warsztatu na­prawy samochodów. Okazało się, że wycofujący się z Warszawy stacjo­nujący na Pradze Niemcy rozkazali Foglowi wydać wszystkie znajdujące się w jego warsztacie samochody. Nasz sąsiad odparł na to, że auta nie są sprawne i wymagają naprawy. Tej zaś nie może przeprowadzić z po­wodu braku pracowników, którzy zostali gdzieś wywiezieni. Kazano mu wówczas sporządzić listę osób potrzebnych do pracy przy reperacji popsutych ciężarówek. Pan Fogiel zaryzykował i na liście owej umieścił nazwiska bliskich mu osób. Cała ta operacja powiodła się, z tym tylko, że niewtajemniczeni zupełnie w mechanikę pojazdową "pracownicy" udawać musieli fachowców i strzec się zdemaskowania. W sumie, zważywszy na to, że Niemcy stworzyli na terenie warsztatu coś na wzór obozu pracy i oprócz nadzorowania dostarczali nam żywność, nie była to wcale tra­giczna sytuacja. Tym bardziej, że niedługo później ich miejsce zajęły wojska radzieckie i cała sprawa pozostała rozwiązana. "

Po wkroczeniu 12 września 1944 r. na Pragę armii radzieckiej par­ter domu Kamińskich przerobiony został na miejsce spotkań i zabaw ra­dzieckich żołnierzy, pozostających przez cały okres walk powstańczych w stanie biernego wyczekiwania. W czasie gdy lewobrzeżna część War­szawy toczyła w zupełnym osamotnieniu heroiczną walkę, mogący jej przyjść z pomocą sowieci grali w karty, urządzali przedstawienia i zabawy. Takie były decyzje dowództwa i każdy żołnierz miał obowiązek podporządkowania się temu.

Wraz z zajmowaniem Polski przez Armię Czerwoną zaczęto dostrzegać pierwsze zwiastuny polityki Stalina. Rozpętała się nagonka na działaczy i zwolenników Armii Krajowej i rządu polskiego w Londynie -formacji nie uznawanych przez władze sowieckie. Nad Zygmuntem Kamińskim zawisła groźba ujawnienia się jego przekonań politycznych, co przy zakrojonym wówczas na szeroką skalę zjawisku donosicielstwa było rzeczą wielce prawdopodobną. Aby temu zapobiec i uniknąć stosowa­nych przez stalinowców bardzo bolesnych restrykcji, najstarszy syn Zygmunta Kamińskiego - Zygmunt Władysław - zgłosił się jako ochotnik do organizujących się pod auspicjami ZSRR oddziałów Ludowego Wojska Polskiego.

Miał wówczas 20 lat. 7-klasową szkołę powszechną ukończył w roku 1939. Dalszym etapem jego edukacji miała być nauka w szkole To­warzystwa Oświaty Zawodowej. Do rozpoczęcia roku szkolnego 1939/1940 niestety nie doszło. Placówkę TOZ zajęli Niemcy, a uczniów rozesłano w różne inne miejsca Warszawy. Ranga szkoły spadła z po­ziomu liceum do poziomu zawodówki, co uwarunkowane było zamierzo­na polityką okupanta. Niemcy potrzebowali pracowników fizycznych a nie umysłowych. Zygmunt Kamiński /junior/ szkołę TOZ ukończył jako ślusarz-mechanik w roku 1942. Zaraz później podjął pracę w zakładzie ojca, z którym musiał podpisać oficjalną umowę. Po wstąpieniu do woj­ska w 1944 r. trafił do 8 Dywizji kompanii łączności, stacjonującej w Mordach k. Siedlec. W styczniu 1945 r. przeniesiono go do szkoły oficer­skiej II Armii Wojska Polskiego z siedzibą w Międzyrzeczu a później w Łodzi. W kwietniu 1945r. Zygmunt Kamiński /junior/ otrzymał promocję oficerską a następnie został odesłany na front. Niedługo później nastąpił koniec wojny.

Jego młodszy brat Janusz w 1943 roku ukończył szkołę powszechną i rozpoczął naukę w gimnazjum na tajnych kompletach. Jednocześnie pracował w zakładzie ojca pracując przy budowie organów. podatkowym zajęciem moim i mojej siostry Heleny było przewożenie w niedzielne poranki dużych paczek z podziemną prasą z Ochoty na teren Grochowa. Jako młody chłopiec przewoziłem też do określonych miejsc karabin ćwiczebny, umieszczony w wyżłobionej desce. Po zakończeniu wojny pracowałem w zakładzie i jednocześnie uczęszczałem do szkoły średniej, którą ukończyłem w 1947 roku. W dniu 16 listopada 1950 r po­wołano mnie do służby wojskowej. W nagrodę za pochodzenie i pracę na rzecz kościoła trafiłem do batalionów budowlanych, gdzie pracowałem 21 listopada 1952 r. Po powrocie z wojska kontynuowałem pracę przy budowie organów."

W maju 1945 r. wojna z Niemcami oficjalnie się zakończyła, lecz dla Polski nie oznaczało to wcale odzyskania suwerenności. Zaczął się okres wpływów sowieckich, nie akceptowanych przez większość polskiego społeczeństwa. Dla Zygmunta Kamińskiego był to początek egzystencji w zniewolonym ponownie państwie.

Lata 1945-1981

Jeszcze w czasie wojny władze radzieckie przygotowywać zaczęły grunt do przejęcia kontroli nad Państwem Polskim. Po sfałszowanym w 1946 r. referendum wiadomo już było kto stanie u steru władzy. Powsta­wać zaczął nowy aparat państwowy, sterowany całkowicie z Moskwy. Coraz powszechniejszą metodą zdobywania poparcia politycznego był terror.

Zakład organmistrzowski Zygmunta Kamińskiego stał się w związ­ku z masowym upaństwawianiem większych i mniejszych przedsię­biorstw potencjalnym kandydatem do przekształcenia formy własności. Ponieważ jednak zakład ten zatrudniał jedynie kilka osób a dziedzina któ­rą się zajmował, była znana wyjątkowo nielicznemu gronu, nie przepro­wadzono w nim powszechnych wówczas zmian. Zygmunt Kamiński po­został właścicielem swojej wytwórni, obarczono go jednak wieloma zo­bowiązaniami wynikającymi z nowego ustroju Polski. Nałożone na Ka­mińskiego obowiązki pozwalały nowym władzom bezgranicznie kontro­lować poczynania firmy. Były przy tym ewidentnym aktem ograniczenia niezależności. Jakimi zasadami kierowały się nowe władze Polski, dostrzec można w wielu pochodzących z tamtych czasów dokumentach.

Jednym z nich jest Nakaz z 15 marca 1947 r., wydany przez Wydział Kwaterunkowy w m.st. Warszawy. Nakaz ten mówi o przyznaniu Zyg­muntowi Kamińskiemu lokali użytkowych Nr 1 i 2 z przeznaczeniem na wytwórnię organów. Zawiera jednak zastrzeżenie co do możliwości dys­ponowania tym lokalem jako wolnym, w przypadku nie rozpoczęcia w nim działalności po upływie 14 dni od daty otrzymania nakazu.32 Należy podkreślić, iż w nakazie tym mowa była o lokalach znajdujących się w domu zbudowanym w 1928 r. przez Zygmunta Kamińskiego własnymi siłami, do tej pory stanowiącym jego prywatną, przez nikogo nie kwe­stionowaną własność.

Inną dziedziną podlegającą ścisłej kontroli była kwestia zatrudnie­nia. W myśl rozporządzenia z dn. 24 września 1945 r. kierownicy zakła­dów mieli obowiązek zgłaszania w Urzędzie Zatrudnienia każdego nowe­go miejsca pracy. W rezultacie powodowało to znaczne wydłużenie pro­cedury przyjęcia nowej osoby. W archiwum firmowym Kamińskich za­chowało się wiele kopii pism potwierdzających istnienie i respektowanie tej procedury. Największym jednak utrudnieniem była konieczność pro­wadzenia ksiąg bieżącej kontroli ilościowej surowca. Nowe przepisy zo­bowiązywały właścicieli niepaństwowych warsztatów do prowadzenia kartoteki znajdujących się w magazynach materiałów. W przypadku wytwórni oznaczało to prowadzenie ewidencji około 120-tu artykułów wykorzystywanych do produkcji organów. Polegało to na ścisłym reje­strowaniu przepływu wszystkich znajdujących się w magazynie towarów, tj. odnotowywaniu każdorazowego wydania lub przyjęcia najdrobniej­szych nawet artykułów. Dochodziło do tego, że pobierając materiał z własnego magazynu należało każdorazowo odnotować ten fakt na piśmie.

Zachowały się pokwitowania z 1955 r. doskonale obrazujące paradoksal-ność sytuacji. Na kilkudziesięciu małych karteczkach znajdują się zapisy o podobnym schemacie, informujące, że ?Magazyn przyjął...", lub ?Magazyn wydał...". Przy czym dotyczą one towarów od kostki mydła począwszy, na arkuszach blachy skończywszy. Jakiekolwiek uchybienia w poprawności bądź rzetelności prowadzenia omawianej ewidencji towa­rów były podstawą do wyciągnięcia surowych służbowych konsekwen­cji. Wydział Finansowy Prezydium Miejskiej Rady Narodowej co pół ro­ku przeprowadzał w warsztacie Zygmunta Kamińskiego wnikliwe kon­trole zgodności brudnopisów remanentów towarowych ze stanem rema­nentu w naturze " 33. W przypadku, gdy stan teoretyczny (tzn. podawany przez kartotekę) jakiegoś materiału nie zgadzał się z jego rzeczywistym stanem ilościowym w magazynie, kontrolujący urzędnicy upoważnieni byli do nałożenia na właściciela zakładu kary. Była to kara pieniężna zwana ?domiarem". Najczęściej krzywdziła ona obciążonego przez nie-współmierność do wykrytego uchybienia. Specyfikę towarzyszących tym operacjom okoliczności poznać można czytając jedno z pism Zygmunta Kamińskiego do Urzędu Skarbowego w Warszawie:

?Odwołując się od domiaru zaliczki na podatek obrotowy [...] Domiar ten jest niesłuszny, co motywują: Obrót faktyczny za czas od I do X mieś. wynosi 3.563.550 zł. - deklarowałem za ten okres 3.897.518 zł. Powstało to dzięki temu, że w deklaracjach wykazywałem sumy, które wpłynęły do kasy, co właściwie nie jest obrotem, bo nie wykonałem za całą sumę wyrobów dla klientów.

Książki handlowe prowadzi mój syn, który jednocześnie 'pracuje w przedsiębiorstwie nie pobierając wynagrodzenia. Książka towarowa (magazynowa) jest wysaldowana miesięcznie po sporządzeniu remanentu w ostatnim dniu miesiąca. Książka magazynowa zawiera około 120 po­zycji różnych surowców i materiałów pomocniczych, co przy rozchodo­waniu dziennym wymagałoby dużo cennego jak dla rzemieślnika czasu, a ja jestem tylko rzemieślnikiem i muszą ciężko pracować po 12 i więcej godzin na dobę, prowadząc do tej pory samodzielnie interes w tym za­wodzie 25 lat nie miałem jednego tygodnia urlopu, tylko pracuję bez przerwy, w tych warunkach nie jestem w stanie zatrudnić pracownika umysłowego, który by te sprawy załatwiał, i tylko dzięki ofiarnej pracy mego syna, który w 1944 r. jako ochotnik wstąpił w szeregi Odrodzonego Wojska Polskiego, był na froncie, walczył z niemcami, a w r. 1946 został zwolniony na studia, które obecnie musiał przerwać ze względu, że sam nie mogłem sobie dać rady z prowadzeniem interesu i jednocześnie ma­jąc 4 synów nie mogłem pozwolić sobie na ich kształcenie, dwóch z nich musiało przerwać naukę i pracować razem ze mną, młodszy pracuje jako terminator, starszy prowadzi książki i pracuje w warsztacie od maja 1946 r. nie pobierając, jak zaznaczyłem, z interesu wynagrodzenia.

Drugim czynnikiem mojej ciężkiej sytuacji jest to, że roboty, które wykonuję są długoterminowe, tak np. dopiero w tym roku wykańczałem roboty rozpoczęte w r. 42-43 z tego powodu mam zawsze małe zyski, bo w międzyczasie wszystko drożeje, klienci - przeważnie wieś - nie mogą tej różnicy pokryć i często są niewypłacalni.

Np. w styczniu b.r. zawarłem umowę z parafią Jedwabne na budo­wę organów na sumę zł. 1.500 tys. Przez ten czas, a szczególnie wiosną, wszystko szalenie zdrożało a parafia pomimo zaznaczenia w umowie, że w przypadku wzrostu cen materiałów i robocizny zobowiązuje się tą róż­nicę pokryć, tymczasem teraz powiadają że nie mogą bo i na nich nało­żono podatki w zbożu. No i teraz sytuacja jest bez wyjścia, ja pobrałem zaliczki 9900 tys. wykonałem roboty za 220 tys. i na dalszą robotę nie mam gotówki, a parafia nie chce mi dołożyć, tylko domaga się ustawie­nia organów bo w przeciwnym razie sprawę skieruje do sądu.

Powołując się na wyżej przytoczone fakty i moją ciężką sytuację materialną proszę o łaskawe i przychylne rozpatrzenie mej sprawy, za co z góry dziękuję. Warszawa, dn. 22 listopada 1947 r."

W 1948 r. Zygmunt Kamiński zawiązał ze swoimi synami spółkę, w wyniku czego zakład przybrał nazwę ?Fabryka Organów Zygmunt Kamiński i Synowie". Zawarta 30 stycznia umowa zawierała m.in. nastę­pujące paragrafy:

?§ 1. Zygmunt Kamiński, Zygmunt Władysław Kamiński i Jerzy Włodzimierz Kamiński oświadczyli, że celem wspólnego prowadzenia przedsiębiorstwa zawiązują między sobą spółkę cywilną na warunkach następujących:

§ 2. Spółka prowadzona będzie pod nazwą ?Fabryka Organów Zygmunt Kamiński i Synowie "

§ 3. Siedziba Spółki mieścić się będzie w Warszawie przy ul. MlądzkiejNrlS

§ 4. Przedmiotem przedsiębiorstwa spółki jest budowa i remonty organów."35

Kilka miesięcy później Kamińscy zwrócili się do Urzędu Skarbo­wego z prośbą o zwolnienie ich z uciążliwego obowiązku księgowania przepływu materiałów. Wystosowali w związku z tym odpowiednie pi­smo:

? Uprzejmie prosimy o zwolnienie nas z obowiązku prowadzenia bieżącej kontroli ilościowej surowców i materiałów pomocniczych uży­wanych do wytwarzania organów, co niżej motywujemy:

Firma nasza prowadzi księgi handlowe (system amerykański) przy których stała kontrola kartoteki ilościowej i wartościowej magazynu wymaga bardzo dużo czasu, gdyż surowiec do przedmiotów naszej produk­cji jest nadzwyczaj różnorodny i obejmuje ponad 130 pozycji.

Kartoteka magazynowa prowadzona będzie w dalszym ciągu z tą różnicą, że odpisy zużytego surowca będą dokonywane w ostatnim dniu każdego miesiąca po sporządzeniu remanentu z załączeniem spisu wyda­nych artykułów w danym miesiącu przez magazyn.

W firmie naszej pracuje obecnie 19 pracowników, mimo to duży procent prac w pracowni wykonują sami właściciele, nie licząc zajęcia biurowego, które siła rzeczy musi się odbywać w późnych godzinach, po pracy fizycznej. Wśród pracowników mamy 8 uczniów w stosunku do któ­rych mamy obowiązek nałożony nam przez Władze Przemysłowe, co też pochłania dużo czasu.

Zdobycie surowca w naszym przedsiębiorstwie napotyka na bar­dzo duże trudności np. otrzymanie przydziału przez Departament Prze­mysłu Miejscowego Ministerstwa Przemysłu i Handlu też nie jest takie proste, bo trzeba wiele razy chodzić po różnych urzędach by cośkolwiek otrzymać a nawet wyjeżdżać w tym celu do innych miast np. Katowice i tam dopiero czynić starania w tych sprawach. Do naszej produkcji są w wielu przypadkach potrzebne artykuły obecnie nie produkowane w kraju a bez których wykonanie organów jest niemożliwe, więc trzeba je poszu­kiwać nawet po całej Polsce co pochłania duże nakłady pieniężne i jesz­cze raz tak cenny dla nas czas.

Wziąwszy to pod uwagę firma nasza jest mało rentowna w porów­naniu do innych branży, zaniedbane są sprawy handlowe i administra­cyjne, a przez to tracimy zaufanie i ? dobre imię " nie wykonując terminowo przyjętych prac klientów, w większości Kościołów parafialnych a także instytucji państwowych

Prosimy o przychylne rozpatrzenie naszej prośby, gdyż ułatwi nam to w znacznym stopniu prowadzenie interesu, przez wywiązywanie się z przyjętych zamówień a Państwu korzyści przez zwiększenie produkcji a tym samym szybszej odbudowy kraju.

Fabryka Organów ZYGMUNT KAMIŃSKI i Synowie.

Warszawa, dn. 5 lipca 1948 r."36

Petycje tego typu pozostawały bez echa, zaś powyższy problem stwarzał trudności jeszcze przez najbliższych 10 lat. Przyczyny, z jakich nakładano domiary bywały czasami naprawdę błahe. Zdarzyło się np., że karę Zygmuntowi Kamińskiemu wymierzono za niewłaściwe dokonanie wpisu do kartoteki magazynowej. Błąd polegał na użyciu ołówka zwy­kłego zamiast chemicznego.37 Od takich niedogodności uwolnili się Ka-mińscy dopiero w roku 1958. Zaistniała wówczas możliwość prowadze­nia działalności gospodarczej na podstawie tzw. ?karty podatkowej". Spełniając wymogi niezbędne do otrzymania takiej karty należało prze­prowadzać remanent tylko raz w roku. W porównaniu do stanu poprzed­niego sytuacja taka była znacznie korzystniejsza i wygodniejsza. Złago­dzenie rygorystycznych przepisów nastało równocześnie z ogólnym roz­luźnieniem po śmierci Stalina w 1953 r.

W 1955 r. dwaj synowie Zygmunta Kamińskiego - Zygmunt Wła­dysław oraz Janusz - stali się pełnoprawnymi wykonawcami fachu or-ganmistrzowskiego. Zdobycie rzemieślniczych dyplomów mistrzowskich dało im ponadto prawo szkolenia uczniów /Ilustracja 5 i 6/. Od tej pory warsztat przy ul. Mlądzkiej 15 był miejscem pracy kadry dwupokoleniowej. Zamiłowanie do sztuki budowania organów odziedziczyli po ojcu, obserwując jego pracę od dziecka. Zygmunt Władysław i jego młodszy brat Janusz wiele prac firmowali swoimi nazwiskami. Ich Zakłady Or-ganmistrzowskie były jednak ściśle powiązane z Wytwórnią Organów ojca. W rzeczywistości istnienie trzech firm było jedynie teorią, w prak­tyce pracowano bowiem w jednym, wspólnym, mieszczącym się w tym samym miejscu zakładzie. W wykonywane prace zaangażowani byli jed­nakowo wszyscy pracujący w nim organmistrzowie

Lata 60-te charakteryzowały się ogromnymi trudnościami z zaku­pem materiałów. Mimo to nadal budowano nowe instrumenty oraz przyj­mowano zlecenia na prace remontowe i konserwatorskie. Wspomniane trudności wynikały m.in. stąd, że polski rynek był obszarem upaństwo­wionym. Wszelkie transakcje handlowe odbywały się za pośrednictwem jednostek do tego upoważnionych. Firma Zygmunta Kamińskiego korzy­stała z usług kilku specjalistycznych central zajmujących się rozprowa­dzaniem potrzebnych materiałów. Instytucjami takimi były m.in. Rze­mieślnicza Spółdzielnia Zaopatrzenia i Zbytu Wytwórczości Różnej ?Centrum", Stołeczne Przedsiębiorstwo Handlu Opałem i Materiałami Budowlanymi oraz katowicka Centrala Handlowa Metali Nieżelaznych. Zdobycie wyższej klasy drewna potrzebnego do wyrobu organów wyma­gało od Zygmunta Kamińskiego zwracania się do takich nawet instytucji państwowych, jak Ministerstwo Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego. Oto fragment pisma z 1966r. skierowanego przez Zygmunta Kamińskiego do ministra tego sektora:

? Zakład mój prowadzi budową i naprawę organów jako jeden z nielicznych w kraju. Z przydziału tej klasy nie korzystam, a instrumenty wymagają bardzo wysokiej klasy gatunku drewna. 38 Powyższa ilość i klasa umożliwi mi wykonanie przyjętych zamówień na rekonstrukcję i odbudowę zdewastowanych w czasie wojny instrumentów na odpowied­nio wysokim poziomie jakościowym, co jest nakazem chwili i obowiąz­kiem każdego rzemieślnika, by usługi nasze osiągnęły poziom najwyższej jakości, co jest możliwe do realizacji przy zaopatrzeniu w surowce od­powiedniej klasy." 39 O przydział drewna Janusz Kamiński występował jeszcze w 1989 r.

Jak widać, zasadniczy pion działalności Kamińskich obciążony był różnymi dodatkowymi sprawami, które wynikały ze specyfiki ustroju pa­nującego w tamtych czasach. Dziś bowiem zaopatrzyć się w towar można nawet bezpośrednio u producenta, podczas gdy kiedyś było to rzeczą niemożliwą. Jak wymyślnych środków radzenia sobie z kłopotami było potrzeba, widać na następującym przykładzie. Między licznymi groma­dzonymi w firmie rachunkami za zakup towarów znalazł się jeden bardzo nietypowy, zastanawiający ze względu na rodzaj asortymentu, którego kupna był potwierdzeniem. Otóż jest to dowód zapłaty za 600 szt. szprych rowerowych, zakupionych przez Wytwórnię Organów Zygmunta Kamińskiego. Okazało się, że w związku z niemożnością zaopatrzenia się w drut podobny do tego, z jakiego robi się szprychy, postanowiono użyć ich dla własnych potrzeb. Jest to niezbity dowód dowiedzionej już nieraz przez firmę przedsiębiorczości.

W omawianym okresie Zygmunt Kamiński miał na swoim koncie przeszło 50-letni staż pracy w organmistrzostwie . 22 lipca 1964 r. Izba Rzemieślnicza w Warszawie odznaczyła go ZŁOTĄ ODZNAKĄ RZEMIOSŁA - wyróżnieniem za wybitne osiągnięcia w pracy zawodowej. Osiągnięciami tymi były dziesiątki zbudowanych instrumentów oraz nieustanny rozwój i praca nad polepszaniem jakości swoich produktów. Zygmunt Kamiński za wkład w rozwój sztuki sakralnej został odznaczony przez Papieża Pawła VI w 1968 r. honorowym dyplomem /Ilustracja 10/.

Firma Kamińskiego szła za wymogami czasów decydując się nieraz na modernizację sposobów produkcji. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat budowała organy o systemach pneumatycznym, elektromagnetycznym oraz do dziś stosowanym mechanicznym. Przeprowadzanie zmian tech­nologicznych wymagało zakupu dodatkowych urządzeń oraz opracowa­nia projektów z zastosowaniem nowych rozwiązań.

Do końca lat 50-tych Kamińscy budowali organy pneumatyczne. Tego typu instrumenty stanowią około 2/3 wszystkich instrumentów zbu­dowanych przez firmę. Nad zmianami w technologii zaczęto zastanawiać się ze względu na pewne niedoskonałości, jakimi charakteryzował się system pneumatyczny. Sposobem na ulepszenie budowanych organów miała być wymiana dźwigni pneumatycznej na elektromagnetyczną. Aby przeprowadzić te zmiany wykonano następujące czynności:

-      skonstruowano kontuar elektromagnetyczny

-      skonstruowano przekaźniki elektromagnetyczne przy wiatrownicy

-      zastosowano źródła prądu stałego o niskim napięciu 12 V

-      zastosowano przewody niskiego napięcia, łączące kontuar z
przekaźnikiem elektromagnetycznym ^

Pierwsze elektromagnetyczne organy Firma Kamińskich zbudowała w 1960 r. Były to 35-głosowe organy dla kościoła parafialnego w Górze Kalwarii. W uroczystości ich poświęcenia brał udział kardynał Stefan Wyszyński /patrz: ilustracje/.

Swoje doświadczenia i osiągnięcia konfrontowali Kamińscy z in­nymi zajmującymi się podobną branżą firmami. W 1969 r. odbyła się w Warszawie wystawa poświęcona budownictwu organowemu w Szwecji, której głównym autorem był szwedzki organolog Samuel Nygern. Firma Zygmunta Kamińskiego uczestniczyła w organizowaniu tej wystawy realizując ją od strony technicznej. Wystawiane w Wyższej Szkole Muzycznej eksponaty należało odpowiednio zmontować i ustawić. Czynności te zostały wykonane przez firmę Kamińskich.

16 grudnia 1977 r nad warsztatem i domem Kamińskich zawisła groźba likwidacji? Otrzymali oni następujące pismo:

?Stołeczne Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej uprzejmie za­wiadamia, że wzdłuż ulicy Mlądzkiej po nieparzystej stronie będzie bu­dowana magistrala cieplna.

W związku z powyższym budynek mieszkalny przy ulicy Mlądzkiej 15 musi ulec rozbiórce. Mieszkania zastępcze dla mieszkańców tego bu­dynku już zostały zgłoszone do Wydziału Spraw Lokalowych. Roboty budowlane na tej magistrali zostaną rozpoczęte w połowie roku 1978. "

Dla Kamińskich realizacja planów oznaczała nieodwracalne rozstanie z miejscem powstania ich rodzinnych tradycji. Ten i wiele innych względów kazały im podjąć działania interwencyjne. Zaczaj się okres walki o przyszłe losy domu i siedziby ich firmy. W liście z 21 lutego 1978r. zwrócili się oni do Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy Jerzego Majewskiego:

Po trwających blisko rok interwencjach, w które zaangażowali się także przedstawiciele warszawskiego środowiska kulturalno - muzycznego Kamińscy otrzymali następujące pismo:

?Stołeczne Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej uprzejmie zawiadamia, że obecnie przez teren Obywatela nieruchomości nie będzie budowana magistrala cieplna. Na odcinku obywatela nieruchomości magistrala cieplna będzie budowana w ulicy Mlądzkiej, niemniej pewne trudności przy wjeździe do posesji będą miały miejsce."

Dzięki staraniom wielu osób udało się Kamińskim pozostać w wy­budowanym przez nich przed 50-cioma laty domu.

5 kwietnia 1981 r. zmarł nestor organmistrzostwa w ich rodzinie, Zygmunt Kamiński /senior/.

Po roku 1981

Rok 1981 rozpoczyna nowy etap działalności Firmy. Po śmierci Seniora zakład przejmują jego synowie Zygmunt /junior/ oraz Janusz Kamińscy. Wcześniej współpracował z nimi brat Edmund, który otworzył później własny zakład przy ul. Chrzanowskiego w Warszawie. Edmund Kamiński zmarł w 1994.

W pracę firmy angażowali się również Helena i Jerzy Kamińscy, którzy pomagali w wielu pracach wykonywanych w zakładzie ojca. Hele­na Kamińska (po mężu Łuczak) prowadziła sprawy administracyjne oraz wykonywała projekty prospektów organowych, Jerzy natomiast zajmował się stroną techniczną budowanych instrumentów. Edmund Kamiński zmarł w 1994 r.

Dla następców Zygmunta Kamińskiego przejęcie zakładu było momentem niezwykle ważnym. Od tej pory spoczęła na nich odpowiedzialność za dalsze losy firmy. Na przełomie lat 70-tych i 80-tych Kamińscy podjęli kolejne kroki zmierzające ku modernizacji zakładu. W krę­gach muzycznych zajmujących się sztuką organową mówiono o potrzebie powrotu do organów mechanicznych - najbardziej satysfakcjonujących grającego i słuchacza. W związku z nasilaniem się tych potrzeb Firma Kamińskich rozpoczęła prace nad zbudowaniem instrumentu z mechaniczną trakturą gry. W 1981 r. powstały 11-głosowe organy dla Zgromadzenia Sióstr Rodziny Marii w Warszawie. Od tej pory Firma buduje instrumenty tylko tego typu. Na jesieni 1998 roku w Katowicach zostały zainstalowane organy stylizowane na wzór francuski. Dla uzyskania jak najlepszych efektów Kamińscy odbyli roboczą podróż do Francji, gdzie zapoznali się ze szczegółami tamtejszego budownictwa organowego. Dbałość o wysoką jakość artystyczną budowanych instrumentów od dawna była jednym z kluczowych założeń ich firmy. Organmistrzowie podkreślają ogromne znaczenie wstępnych przygotowań do rozpoczęcia budowy nowych organów. Niezwykle ważna jest ocena warunków akustycznych wnętrza, w którym mają być ustawione. Następnym trudnym krokiem jest wykonanie projektu dyspozycji głosów tak, aby w danym pomieszczeniu instrument brzmiał możliwie najlepiej. Dyspozycje głosów oraz projekty całych organów wykonywane są przez Zygmunta i Janusza Kamińskich, bądź innych, współpracujących okolicznościowo z ich firmą, osób. Przez wiele lat bliskie kontakty z firmą utrzymywał prof. Feliks Rączkowski - wybitny wirtuoz i pedagog, który pozostawił Kamińskim liczący ponad 100 pozycji zbiór opisów dyspozycji głosów organowych z całej Europy. Dokumenty do dziś znajdują się w ich domowym archiwum.

Oprócz pracy nad nowymi organami, w latach 80-tych Kamińscy wykonali kilka prac poza granicami kraju.